W ramach walki z pandemią koronawirusa polski rząd przekazał samorządom 12 mld zł na inwestycje. Połowa tych pieniędzy została rozdana według partyjnych kryteriów. Politycy PiS twierdzą, że skoro premier został wybrany w demokratycznych wyborach, to może sam podejmować decyzje.
Partia rządząca nie przejęła się zarzutami samorządowców, że podział środków był uznaniowy, niesprawiedliwy i nietransparentny. Wręcz przeciwnie. Zamiast zaniechać tego haniebnego procederu, rząd postanowił go kontynuować, i to na jeszcze większą skalę.
Wykorzystując pretekst walki z COVID-19, uruchomiono nowy program. Premier zwołał posiedzenie Rady Ministrów, która podjęła uchwałę w sprawie ustanowienia Rządowego Funduszu Polski Ład: Programu Inwestycji Strategicznych. Jak się okazuje, Sejm, Senat, czy nawet prezydent nie byli do tego potrzebni, gdyż wydatki będą realizowane poza budżetem państwa. Ponadto w przyjętym dokumencie nie określono limitu dostępnych środków. Z wypowiedzi premiera wynika, że zamierza wydać w ten sposób od 100 mld zł do nawet 140 mld zł. W celu zrealizowania tego programu Bank Gospodarstwa Krajowego, na polecenie rządu, zadłuży się, emitując obligacje.
W uchwale nie wpisano żadnych kryteriów wyboru projektów. Rządowa komisja, według własnego uznania, wskaże wnioski rekomendowane do wsparcia, a ostatnie słowo będzie należało do premiera. Może on dokonać zmian na liście i przyznać dotacje nawet przedsięwzięciom, których komisja nie wybrała. Tego typu mechanizm niewiele ma wspólnego z demokracją. Bardziej przypomina monarchię, w której o wszystkim decyduje król. W ten oto sposób premier staje się „królem dotacji” i bierze na siebie pełną odpowiedzialność za te nieuczciwe praktyki.