Marcin Skonieczka, jeden z najlepszych samorządowców w kraju i świetnie zapowiadający się polityk ogólnopolskiego formatu, w życiu prywatnym jest oddanym mężem Joli i tatą Helenki, Tymka, Anieli i Ignasia. „Nasza rodzina jest zgraną drużyną” – mówią o sobie
Od niemal 14 lat Marcin Skonieczka pozostaje w udanym związku małżeńskim. Wraz z żoną, Jolantą, doczekał się czwórki dzieci. Choć zaangażowanie w działalność publiczną wymaga wielu poświęceń, rodzina stanowi dla niego największe oparcie. „Tata robiąc to, co robi, zmienia świat na lepsze” – deklaruje 11-letnia Helena, córka Marcina Skonieczki.
Jak wspomina polityk, niewiele brakowało, a… nigdy nie poznałby swojej żony.
To było na Mazurach, oboje pracowaliśmy wtedy w organizacjach pozarządowych. Jola była koordynatorką ogólnopolskiego spotkania NGO-sów. Pamiętam, że miałem wówczas sporo pracy i zastanawiałem się, czy jechać, czy nie. Ostatecznie dojechałem na miejsce w piątek w nocy, gdy trwała biesiada. Na Jolę zwróciłem uwagę, gdy tańczyła z moim znajomym. Udało mi się z nią porozmawiać, a później umówić na randkę kolejnego dnia – opowiada Marcin Skonieczka.
Po roku i czterech miesiącach wzięli ślub. Obecnie para wychowuje wspólnie czwórkę dzieci – córkę i syna, którzy mają po 11 lat, dziewięcioletnią córkę i pięcioletniego syna.
Nasza rodzina jest zgraną drużyną, a najważniejsze są dla nas relacje – mówi Marcin Skonieczka. – Bliskie mi są przemyślenia słynnego pedagoga Jespera Juula, który pisał, że najbardziej konstruktywne jest budowanie relacji opartej na uznaniu równorzędnej godności dorosłego i dziecka. Uczył również, że trzeba wspierać dziecko i być po jego stronie, trzeba być z dziećmi tu i teraz. Staramy się z żoną nie wywierać na dzieci żadnej presji i uważamy, że najważniejsze jest ich zdrowie i szczęście – opowiada polityk.
Jako ojciec czwórki dzieci Marcin Skonieczka wie doskonale, że niełatwo pogodzić wymagającą pracę z potrzebami swoich bliskich. Jak rodzina zareagowała na wiadomość, że Marcin chce wejść do ogólnopolskiej polityki?
Politykę znam z telewizji i nigdy mi się nie podobało, jak to w Polsce wygląda. Duża czasu zajęło mi zaakceptowanie tego, że mój mąż chce zostać politykiem – mówi Jolanta, żona Marcina. – Przekonało mnie jednak jego zaangażowanie, poświęcenie dla idei, to, ile wkłada w to pracy oraz jego wiara w możliwość wniesienia zmian na lepsze. Wiem, że mój mąż jest człowiekiem konsekwentnym, dążącym do realizacji obranych celów. Wiem to na przykładzie tego, co już zrobił jako wójt. Zrealizował wiele ze swoich planów, dla dobra lokalnej społeczności. Wspieram go, bo wierzę w to, że mój mąż dalej taki będzie i nie stanie się politykiem takim jak ci w telewizji. Ma duże doświadczenie i może wiele zmienić na lepsze w Polsce. Wiem, że zadba o to, aby tacy ludzie jak ja, pochodzący z małych miejscowości, czy dzieci mające gorszy start, miały lepsze szanse na dobre życie – zapewnia Jolanta Skonieczka.
Poczucie misji wyrównywania szans ma swoje źródło w osobistych doświadczeniach Marcina Skonieczki.
W młodości byłem zamkniętą w sobie i zakompleksioną osobą. W szkole średniej i na studiach praktycznie się nie odzywałem, choć często wiedziałem więcej niż inni, którzy podnosili rękę do odpowiedzi – opisuje Marcin Skonieczka. – Na studiach moją piętą achillesową były języki obce. Większość moich znajomych wyjeżdżała w wakacje na programy Work&Travel do USA, a ja tego nie zrobiłem, gdyż bałem się, że sobie nie poradzę. Po studiach, gdy działałem w lokalnej organizacji młodzieżowej, dowiedziałem się o programie NetCorps. Zgłosiłem się do niego i wyjechałem jako wolontariusz na trzy miesiące do Kanady, a później do Ukrainy. Moim współtowarzyszem był chłopak z Toronto. Wspólnie mieszkaliśmy u kanadyjskiej, a później ukraińskiej rodziny i pracowaliśmy w lokalnych organizacjach. Dzięki temu programowi uwierzyłem w siebie. Ten wyjazd mnie odmienił. Po powrocie całkowicie zaangażowałem się w działalność organizacji pozarządowych. Postanowiłem też, że będę wspierał w rozwoju dzieci i młodzież, aby oszczędzić im takich problemów, jakich ja doświadczyłem na studiach. W tym celu zacząłem organizować wymiany międzynarodowe. Uczenie międzykulturowe rozszerza horyzonty, a kontakty z ludźmi z innych krajów dają motywację do nauki języków obcych! – deklaruje Marcin Skonieczka.
Niewiele osób wie, że jedną z jego pasji było kiedyś programowanie.
– Gdy byłem w IV klasie szkoły podstawowej, rodzice kupili nam Commodore 64 – wspomina Marcin Skonieczka. – Był to komputer, w którym gry wczytywało się za pomocą magnetofonu. Do komputera była dołączona instrukcja obsługi, a w niej opisano podstawy języka Basic. W jego nauce pomógł mi mój wujek z Torunia. Potrafiłem stworzyć proste graficznie gry, czy program pomagający zarządzać gospodarstwem rolnym. Gdy ukończyłem liceum, poważnie rozważałem studia informatyczne. Ostatecznie wybrałem jednak ekonomię. Moim największym sukcesem w programowaniu było stworzenie systemu do obsługi stolarni. Pracowałem wówczas w rodzinnej firmie i pełniłem funkcję kierownika tej stolarni. Program znacznie ułatwiał mi pracę, a po moim odejściu był wykorzystywany jeszcze przez wiele lat – zdradza polityk.