Jednym z powodów wejścia Szymona Hołowni do polityki była chęć rozbicia duopolu PO– PiS-u. Dlaczego to ważne? Ponieważ trwająca od 20 lat polaryzacja niszczy rozsądną debatę i ogranicza rozwój naszego kraju. Znaczna część wyborców głosuje nie „za”, lecz „przeciw” – nie dlatego, że ktoś ma wizję i strategię, tylko dlatego, że nienawidzi drugiej strony. Mechanizm jest prosty: przeciwnik Tuska głosuje na PiS, żeby PO nie rządziło. Przeciwnik Kaczyńskiego – na PO, by powstrzymać PiS. Emocje przesłaniają kompetencje i racjonalne pomysły na rozwiązanie konkretnych problemów. Myślenie o przyszłości ogranicza się do perspektywy wyłącznie kolejnych wyborów. Liczy się tylko „nasz” kontra „ich”.
W kampanii parlamentarnej Polska 2050 mówiła jasno: odsunięcie PiS-u od władzy to za mało. Trzeba zmienić logikę tej gry. Na co dzień widzę w Sejmie, jak dwa obozy żywią się wzajemną niechęcią. Ich zażarta walka utrwala podział. PO i PiS się potrzebują – dziś jedni rządzą, drudzy czekają na swoją kolej. Wahadło wychyla się raz w lewo, raz w prawo – i tak od lat.
Jak wygląda ta polaryzacja, pokazała debata o debacie w Końskich. Trzaskowski i Nawrocki nie potrafili się porozumieć nawet w sprawie… debaty. Obaj mieli zorganizować swoje – każdy sam ze sobą i tylko ze swoimi mediami. Problem rozwiązał Szymon Hołownia. Choć nie zaproszono go oficjalnie, ogłosił udział w obu debatach. To zmieniło wszystko. W jego ślady poszli inni – i w Końskich odbyły się dwie debaty z udziałem większości kandydatów. Dzięki temu wszyscy wyborcy mieli okazję poznać poglądy osób ubiegających się o urząd prezydenta RP. Marszałek pokazał, że można inaczej. Potrzeba tylko odwagi, by wyjść z polaryzacyjnego klinczu.