Marzy mi się, aby Polska była państwem, które nie zaskakuje swoich obywateli ciągłymi zmianami przepisów prawa. Obecnie niestety tak nie jest. Jedna ze spraw kosztowała mnie szczególnie dużo nerwów. Chodzi o zapowiadaną likwidację opustów dla prosumentów.
Przygotowanie niektórych inwestycji w samorządzie trwa latami. Wniosek o dotację na budowę mikroinstalacji OZE składaliśmy w 2020 r. W tym roku podpisaliśmy umowę o dofinansowanie, a realizacja zadania była przewidziana na przyszły rok. W czerwcu pojawiły się jednak doniesienia prasowe, że rząd zamierza od 1 stycznia wprowadzić mniej korzystne regulacje. Efekt był taki, że część mieszkańców zrezygnowała z udziału w naszym projekcie i szybciej (bez konieczności przeprowadzania czasochłonnych procedur) zamontowała sobie panele fotowoltaiczne we własnym zakresie.
W pośpiechu musieliśmy szukać kolejnych uczestników. W końcu się to udało i ogłosiliśmy przetarg z terminem realizacji do końca roku. Wkrótce potem w projekcie ustawy wprowadzono zmianę! Wejście nowych regulacji przesunięto na 1 kwietnia. W tym tygodniu natomiast z niedowierzaniem przeczytałem komunikat resortu klimatu, w którym zachęcał samorządy do realizacji projektów zgodnie z planem, obiecując możliwość skorzystania z preferencyjnych warunków do końca przyszłego roku.
Są to jednak tylko wypowiedzi medialne. W projekcie ustawy nie ma takich zapisów, a ponadto nie wiadomo, kiedy będzie ona przyjęta. Kto wie, czym nas jeszcze zaskoczą politycy Zjednoczonej Prawicy? Życie w tak zarządzanym kraju przypomina mi bieganie po polu minowym. A ja wolałbym spokojnie iść bezpieczną ścieżką. Czy oczekując od naszego państwa przewidywalności, mam zbyt wygórowane oczekiwania?