Politycy Zjednoczonej Prawicy urządzają nam życie według własnego wyobrażenia o świecie. Jednym z narzędzi wpływania na innych jest dla nich telewizja publiczna. Rządzący zrobili z niej partyjną tubę propagandową. Szczególnie wyraźnie było to widać w kampanii prezydenckiej.
Każdego dnia „Wiadomości” były długim spotem wyborczym Andrzeja Dudy. Danuta Holecka podczas wywiadu na antenie TVP bez żadnego skrępowania pytała go: „co zrobić, aby to pan wygrał wybory?”. Pozostałych kandydatów pokazywano w negatywnym świetle albo nie pokazywano ich wcale.
Upolitycznienie telewizji zmniejszyło jej wpływy z reklam. Nie stanowi to dla mediów publicznych żadnego problemu, gdyż lukę w finansach rząd wypełnia hojnymi dotacjami z budżetu państwa. W tym roku otrzymają aż 2,7 mld zł.
Sprytnym zabiegiem było wykorzystanie zmiany systemu nadawania telewizji naziemnej. Wszystkie stacje prywatne zostały przeniesione na nowy standard. W starym wciąż nadawanych jest jednak sześć kanałów telewizji publicznej. Osoby, które nie mają nowego telewizora lub nie zakupiły specjalnego dekodera, mogą oglądać tylko je. Teraz politycy Zjednoczonej Prawicy chcą „uszczęśliwić” osoby korzystające z telewizji kablowej lub satelitarnej. Na pięciu pierwszych miejscach mają być rządowe kanały, a o kolejnych ma decydować prezes KRRiT. Rzekomym powodem przygotowania tych regulacji jest chęć ułatwienia znalezienia „ulubionych programów” podróżującym wielbicielom TVP. To bardzo słabe uzasadnienie. Jestem przekonany, że prawdziwą intencją zmian jest ograniczenie lub wyeliminowanie dostępu Polek i Polaków do niezależnych źródeł informacji. „Lex pilot” ma w nieuczciwy sposób zwiększyć szanse PiS na wygranie kolejnych wyborów.