W marcu 2020 r. Sejm przyjął ustawę, w której przewidziano utworzenie Funduszu Przeciwdziałania Covid-19, którego dysponentem jest Prezes Rady Ministrów. W uzasadnieniu ustawy znalazł się zapis, że sumaryczna kwota pośrednich i bezpośrednich transferów wyniesie ok. 15 mld zł.
Fundusz zasilany jest środkami pochodzącymi z emitowanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego obligacji. Mają one gwarancję Skarbu Państwa, ale wydatki realizowane z tych pieniędzy nie są wliczane do deficytu i długu publicznego. W zeszłym roku w ten sposób pożyczono, a następnie wydatkowano prawie 93 mld zł. W tym roku ma to być kwota 40 mld zł. Dla porównania wydatki budżetu państwa w 2020 r. wyniosły 505 mld zł.
Rządzący znaleźli sposób na szybkie i pozbawione społecznej kontroli wydatkowanie publicznych pieniędzy w znaczącej wysokości. Premier i ministrowie z dnia na dzień mogą wdrażać w życie swoje pomysły. Nie muszą przygotowywać ustaw, przekonywać parlamentarzystów czy też robić konsultacji.
Ponadto zastrzeżenia wzbudza to, że środki wydatkowane z Funduszu mają coraz mniej wspólnego z przeciwdziałaniem Covid-19 – tak jak w finansowanym z tego źródła Funduszu Inwestycji Lokalnych. Samorządy mogły wnioskować o dotacje na dowolne przedsięwzięcia. Przykładowo gmina Koneck otrzymała 4 mln zł na adaptację budynku na szkołę muzyczną z salą koncertową. Nie wiem, jak to ma przyczynić się do walki z pandemią.
Wiem natomiast, że na naszych oczach zmienił się sposób funkcjonowania państwa. Premier pod pretekstem walki z koronawirusem otrzymał nowe uprawnienia i może samodzielnie decydować o wydatkowaniu setek miliardów złotych. Rozwiązanie, które miało być tymczasowe i nadzwyczajne, stało się narzędziem codziennej polityki.