W tym roku zmieniono sposób szacowania strat w uprawach rolniczych spowodowanych suszą. Po dwóch latach prac uruchomiono nowy system informatyczny, który automatyzuje cały proces. Niestety okazało się, że zawiódł on przy pierwszej próbie jego użycia. Rolnikom, którzy chcieli skorzystać z „Aplikacji susza”, na początku listopada wyświetlał się stale komunikat „serwis jest chwilowo niedostępny”.
Henryk Kowalczyk, wicepremier oraz minister rolnictwa i rozwoju wsi, na spotkaniu w Jarocinie tłumaczył, że „aplikacja się zatkała, bo wszyscy się rzucili”. System nie dał rady obsłużyć 250 tys. wniosków, choć w Polsce mamy 1 mln 317 tys. gospodarstw rolnych.
To jednak nie koniec złych wieści. Otóż, zamiast naprawić serwis i dać wystarczająco dużo czasu wszystkim poszkodowanym rolnikom, ministerstwo postanowiło rozwiązać problem poprzez zmianę zasad udzielania pomocy. Minister Kowalczyk zapowiedział to słowami: „Jak to ogłoszę, to od razu połowa zainteresowanych odpadnie, wobec tego aplikacja się odblokuje”.
Możliwość występowania o pomoc wydłużono do 30 listopada, ale jednocześnie wprowadzono dodatkowy warunek. W rozporządzeniu pojawił się zapis, że każdy wnioskodawca musi dołączyć kopie faktur, potwierdzające sprzedaż produktów rolnych. Jeśli nie zrobi tego do końca terminu naboru, jego wniosek zostanie odrzucony.
Najbardziej poszkodowani będą rolnicy, którzy poprawnie złożyli wnioski przed wejściem nowych regulacji, a do których nie dotrze informacja o nowym wymogu i konieczności dokonania uzupełnień. Z różnego rodzaju naborami wniosków mam do czynienia od dwudziestu lat, ale tak krzywdzącego rozwiązania jeszcze nie spotkałem.