Sezon polityczny zakończyło Zgromadzenie Narodowe, podczas którego Karol Nawrocki został zaprzysiężony na prezydenta RP. W chwili, gdy nowy prezydent składał przysięgę, Andrzej Duda opuścił fotel prezydencki na galerii sali posiedzeń Sejmu. To dobry moment, by podsumować jego dziesięcioletnią prezydenturę.
W liczbach: podpisał 1850 ustaw, 19 zawetował, 61 skierował do Trybunału Konstytucyjnego.
Jednym z najbardziej pamiętnych momentów jego prezydentury było nocne przyjęcie ślubowania od sędziów Trybunału Konstytucyjnego, w tym trzech tzw. dublerów. To zapoczątkowało demontaż tej instytucji, dopełniony powołaniem Julii Przyłębskiej na prezesa.
To był dopiero początek niszczenia praworządności. Co prawda w 2017 roku, pod wpływem masowych protestów, prezydent zawetował dwie ustawy PiS dotyczące sądownictwa, jednak — pod koniec tego samego roku — podpisał nowelizacje ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i ustawy o Sądzie Najwyższym. Doprowadziły one do upolitycznienia KRS i pojawienia się problemu tzw. neo-sędziów. Wyroki wydane z ich udziałem są uchylane, a Polska płaci za to odszkodowania. Z kolei wątpliwości co do statusu Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN objawiły się z całą mocą przy zatwierdzaniu ważności wyborów prezydenckich.
Prezydent, którego głównym zadaniem było stanie na straży Konstytucji, wspólnie z rządzącym przez osiem lat PiS-em doprowadził do erozji ładu ustrojowego. Trybunał Konstytucyjny utracił autorytet, KRS została upolityczniona, a status coraz większej liczby sędziów jest kwestionowany. Zamiast obiecanej poprawy działania sądów — mamy narastający chaos. Nie mam wątpliwości, że Andrzej Duda przejdzie do historii jako jeden z architektów kryzysu praworządności w Polsce.