Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami. Jej wynik był dla mnie dużym zaskoczeniem. Szymon Hołownia – kandydat rozsądku, dialogu i odpowiedzialności – zdobył mniej głosów, niż się spodziewałem. Nadal uważam, że jest świetnym marszałkiem i byłby najlepszym prezydentem. Otworzył Sejm na obywateli i miał plan, jak zrobić to samo z Pałacem Prezydenckim.
Szymon Hołownia wielokrotnie mówił o potrzebie zakończenia trwającego od 20 lat w Polsce duopolu PO–PiS. Choć to się nie udało, coś zaczęło się zmieniać. W 2020 r. kandydaci PO i PiS mieli razem 74 proc. głosów – dziś tylko 61 proc. Niestety na tym spadku zyskały przede wszystkim siły skrajne. Największe wzrosty zanotowali ci, którzy nie chcą brać odpowiedzialności za kraj. Bo, jak wiadomo, dużo łatwiej jest krytykować niż rządzić Polską.
Kandydaci Koalicji 15 października zdobyli łącznie 40,6 proc. głosów. To wyraźna żółta kartka. Ludzie oczekują współpracy, a nie dominacji jednego nurtu. Tymczasem zbyt często mamy do czynienia z partyjnymi przepychankami, a nie pracą zespołową. Szymon Hołownia jasno poparł w drugiej turze Rafała Trzaskowskiego – kandydata najbliższego naszym wartościom. Tylko on daje szansę na współpracę z obecnym rządem i realizację naszych postulatów.
Trzaskowski musi przekonać naszych wyborców, że rozumie ich potrzeby. Kluczowe są: odblokowanie społecznego budownictwa mieszkaniowego, rozwój kolei łączącej regiony z metropoliami, sprawiedliwy rozwój całego kraju – nie tylko wielkich miast, prezydentura oparta na wspólnocie, TVP dla obywateli, nie polityków, i osobista asystencja dla osób z niepełnosprawnościami.
1 czerwca idźmy na wybory. Weźmy odpowiedzialność w swoje ręce i zagłosujmy za współpracą, nie podziałem.