Dziesiątego maja 2020 r. miały się odbyć wybory prezydenckie, jednak na początku marca stwierdzono w Polsce pierwszy przypadek koronawirusa. Wprowadzone obostrzenia związane z próbami ograniczenia jego rozprzestrzeniania się sprawiły, że przeprowadzenie głosowania stało się niemożliwe. Politycy PiS-u wymyślili więc, że wybory odbędą się w formule korespondencyjnej.
Przygotowania do „wyborów kopertowych” ruszyły, zanim uchwalono niezbędne przepisy. Na podstawie pisma od premiera zarząd Poczty Polskiej wystąpił do gmin o udostępnienie danych z rejestru wyborców. Korporacje samorządowe od razu podniosły alarm, że nie ma podstaw prawnych do przekazania tego typu informacji państwowej firmie.
Zdecydowana większość gmin odmówiła. W mediach publicznych przeprowadzono wtedy nagonkę na działających zgodnie z prawem włodarzy. W TVP mówiono o „grupie zbuntowanych samorządowców”, a politycy PiS-u straszyli wymianą na komisarzy niepokornych wójtów, burmistrzów i prezydentów. Presja była tak duża, że pomimo jednoznacznych opinii prawnych prawie co piąta gmina przekazała dane. I teraz szefowie tych jednostek odpowiadają przed sądami za przekroczenie swoich uprawnień.
To politycy PiS-u dwa lata temu namawiali do łamania prawa, więc obecnie chcą pomóc tym, którzy ich posłuchali. Przygotowali projekt ustawy uznający nielegalne działania za legalne. Napisali w nim: „rażąco niesprawiedliwe jest to, że wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast, którzy działali w zaufaniu do władzy ustawodawczej oraz władzy wykonawczej, muszą obecnie mierzyć się z kolejnymi postępowaniami karnymi”. Innymi słowy, autorzy projektu sami potwierdzają, że bezkrytyczne zaufanie do władz skończyło się przestępstwem!