Wrzesień w gminach wiejskich to czas podziału pieniędzy w ramach funduszu sołeckiego. Fundusz ten to wydzielone środki z budżetu gminy, o których przeznaczeniu decydują mieszkańcy danego sołectwa. Dzięki temu zyskują oni realny wpływ na funkcjonowanie swojej małej wspólnoty, co zwiększa ich zaangażowanie w życie społeczne.
Jest to forma zbliżona do budżetu obywatelskiego, popularnego w miastach. Wysokość funduszu sołeckiego wynika z algorytmu wskazanego w ustawie. W skrócie, im więcej mieszkańców w sołectwie, i im większy jest budżet gminy, tym więcej środków trafia do podziału.
Istotą tego sposobu dystrybucji środków jest nie tylko podejmowanie decyzji przez obywateli, ale również branie przez nich za to odpowiedzialności. W gminie Płużnica mieszkańcy nie przychodzą do wójta z wnioskiem o budowę ławki, huśtawki czy wiaty przystankowej. Wiedzą, że to zadania sołectw. Jeśli są to dla nich ważne przedsięwzięcia, to muszą sfinansować ich realizację w ramach dostępnego dla danej wsi budżetu.
Niektórzy wójtowie oraz skarbnicy twierdzą, że wadą funduszu sołeckiego jest „przejadanie” części środków. Rozumieją przez to przeznaczanie ich na wydatki związane z organizacją spotkań, festynów czy też wyjazdów. Ja wychodzę z założenia, że to mieszkańcy sami najlepiej wiedzą, czego potrzebują. Jeżeli wydatkują na tego typu inicjatywy przyznane im pieniądze, oznacza to, że jest to dla nich ważne i trzeba ich decyzję uszanować. Tym bardziej, że w Polsce mamy bardzo niski poziom kapitału społecznego i powinniśmy robić wszystko, aby to poprawić. Integracja mieszkańców, która sprzyja zwiększaniu zaufania pomiędzy ludźmi, służy temu zdecydowanie lepiej niż inwestycje, remonty czy zakup wyposażenia.