Prawo i Sprawiedliwość postanowiło zrobić „porządek” z telewizją, która do tej pory była niezależna wobec rządu. Sejm po burzliwych obradach przyjął zmiany w ustawie o radiofonii i telewizji.
Premier Morawiecki uzasadniając potrzebę przyjęcia nowych regulacji, tłumaczył, że „w dzisiejszym stanie prawnym media w Polsce może przejąć np. podmiot z Rosji, Chin albo któregoś z krajów arabskich”. Nikt pewnie tego nie chce, ale ta argumentacja ma niewiele wspólnego z zaproponowanymi rozwiązaniami. Gdy zestawimy słowa premiera z uchwalonymi przepisami, wyjdzie na to, że zmusza się firmę z USA do sprzedaży wiodącej w Polsce stacji telewizyjnej podmiotowi z Europy, tylko po to, żeby nie kupił jej nikt z Azji.
Gdyby prawdziwą intencją było to, co mówi szef rządu, wystarczyło w ustawie zapisać, że wprowadzone ograniczenia dotyczą przyszłych transakcji. Wtedy amerykańska firma mogłaby dalej być właścicielem TVN-u, a rząd miałby pewność, że stacja ta nie trafi w niepowołane ręce w przyszłości.
Zwolennicy ustawy mówili ponadto o konieczności repolonizacji mediów. Jednak przyjęte przepisy również tego nie zapewniają. Zgodnie z nimi koncesję na nadawanie może mieć podmiot zarejestrowany w jednym z trzydziestu państw członkowskich Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Nie wprowadzono żadnych przywilejów dla polskich firm.
Oczywiście nie jest przesądzone, że jeśli ustawa wejdzie w życie, to zależna od rządu spółka Skarbu Państwa wykupi TVN. Jest to jednak bardzo prawdopodobne, ponieważ gdy rząd robi zakupy, żaden podmiot prywatny nie jest w stanie z nim konkurować. Istnieje więc duże ryzyko, że wkrótce program „Fakty” stanie się taką samą tubą propagandową partii rządzącej jak „Wiadomości”.