Zwykle w gronie samorządowców narzekamy na niewystarczającą wysokość subwencji oświatowej, na archaiczne zapisy Karty Nauczyciela czy zbyt rozbudowaną podstawę programową. To są z pewnością ważne problemy, jednak samo utyskiwanie niewiele daje. Wyczekiwane odgórne zmiany systemu nie nadchodzą, a dalsze czekanie może okazać się wyłącznie stratą czasu. Ponadto skupianie się na rzeczach, na które nie mamy wpływu, pozbawia nas motywacji do działania.
Podczas wizyt w różnych szkołach w kraju przekonałem się, że edukację można zmieniać również oddolnie! Pierwszym krokiem do tego jest zakwestionowanie dotychczasowego sposobu myślenia i rozprawienie się z mitami, w które wierzymy. Jak pisał Jesper Juul, duński pedagog i terapeuta, jednym z nieprawdziwych założeń jest przekonanie, że w życiu ważne jest dobre wykształcenie, a bez niego nie ma szansy na sukces. Jego zdaniem 80 proc. najbardziej kreatywnych ludzi, którzy odegrali ważną rolę w życiu społecznym, naukowym czy politycznym, miało wielkie problemy w szkole.
Będąc nastolatkiem, często słyszałem, że najważniejsze jest to, abym się dobrze uczył i skończył studia. Gdy zdobyłem już tytuł magistra, w dalszym ciągu jednak nie wiedziałem, czym się chcę zajmować w życiu. Szybko doszedłem do wniosku, że straciłem sporo czasu na uczenie się rzeczy, które nie były mi do niczego potrzebne. Zbyt mało zajęć natomiast służyło poznawaniu i rozwijaniu talentów, planowaniu swojej przyszłości czy zdobywaniu kompetencji.
Jeśli wykształcenie nie jest najważniejsze, to co powinno być w takim razie celem szkoły? Może dobrostan uczniów? Zamiast narzekać na system, zastanówmy się, co możemy wspólnie zrobić w naszych wspólnotach, aby dzieci były zdrowe i szczęśliwe!