Jedną z charakterystycznych cech rządów Zjednoczonej Prawicy jest szybkie wprowadzanie zmian. Negatywnym skutkiem tego procesu są nieprzemyślane rozwiązania i liczne błędy we wdrażanych przepisach.
Potwierdzeniem tego jest ustawa o dodatku węglowym. Przy jej uchwalaniu pominięty został etap uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych. Pośpiech był na tyle duży, że samorządom nie dano czasu na przygotowanie się do obsługi tego zadania. Z dnia na dzień urzędy musiały zacząć przyjmować wnioski, choć nie było jeszcze odpowiednich systemów informatycznych i przeszkolonych w tym zakresie pracowników. Po wpłynięciu pierwszych wniosków pojawiło się wiele pytań o interpretację uchwalonych przepisów, a ponadto okazało się, że jest w nich poważna luka.
W ustawie zapisano, że dodatek węglowy przysługuje osobie w gospodarstwie domowym. Ludzie szybko odkryli, że w jednym mieszkaniu lub domu można „utworzyć” kilka takich gospodarstw i tym samym zwielokrotnić pieniądze na zakup opału. W niektórych gminach liczba uprawnionych do otrzymania dodatku podwoiła się, a w jednej z gmin złożono aż pięć razy więcej wniosków, niż jest zarejestrowanych kotłów na węgiel.
Teraz procedowana jest kolejna ustawa, w której pojawi się zapis, że jedno gospodarstwo domowe to jeden adres. System zostanie uszczelniony, ale urzędnicy bardzo dużo czasu stracą na wystawianie decyzji odmownych. Jestem przekonany, że gdyby na początku poświęcono dwa tygodnie na konsultacje, to udałoby się uniknąć obecnego bałaganu. Jednak od kiedy w kraju rządzi PiS, uzgadnianie rozwiązań z samorządami czy mieszkańcami to niestety działanie bardziej deficytowe niż niedobór węgla w nadchodzącym sezonie grzewczym.