Drożyzna w Polsce stała się faktem. Główny Urząd Statystyczny wydał komunikat, z którego wynika, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w ostatnim miesiącu wzrosły w porównaniu do grudnia 2020 r. o 8,6 proc. Gdy przeanalizujemy ceny podstawowych produktów spożywczych w latach 2015-2021, to okaże się, że niektóre z nich wzrosły nawet dwukrotnie.
W ciągu sześciu lat rządów PiS w Polsce, a dokładniej od listopada 2015 r. do listopada 2021 r., cena benzyny wzrosła o 28 proc., a średnia cena prądu w tym czasie zwiększyła się o ponad 230 proc. Szczególnie duże wzrosty odnotować można w ostatnich miesiącach. W gminie Płużnica w 2021 r. prąd kupowaliśmy po 292,50 zł netto/1MWh, a od początku tego roku płacimy o 60 proc. więcej. Z kolei za 1m3 gazu ziemnego w listopadzie zeszłego roku płaciliśmy 4,32 zł, a pod koniec grudnia cena skoczyła do kwoty ponad 9 zł.
Przyczyn wysokiej inflacji jest oczywiście wiele. W przypadku energii elektrycznej duże znaczenie ma to, że w Polsce prąd produkuje się głównie z węgla, który politycy Zjednoczonej Prawicy wielokrotnie nazywali „polskim złotem”. To „złoto” jest rzeczywiście drogie. Nie dość, że wywołuje nieodwracalne skutki klimatyczne, to w dodatku coraz więcej kosztuje jego spalanie, gdyż rosną ceny praw do emisji dwutlenku węgla.
Rządzący próbują całą winę zrzucić na Unię Europejską. Czy jednak jest coś złego we wspólnotowej walce o powstrzymanie niekorzystnych zmian klimatycznych i zapewnienie lepszej jakości powietrza w krajach członkowskich? To rząd i politycy Zjednoczonej Prawicy ponoszą odpowiedzialność za zaniechania w transformacji energetycznej. Przez sześć ostatnich lat nie robili nic w tym zakresie, a teraz narzekają, że drogo to nas kosztuje.