W 2016 r. głosami posłów i posłanek Zjednoczonej Prawicy uchwalona została ustawa odległościowa, która wprowadziła tzw. zasadę „10 h”. Oznacza ona, że odległość elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych musi wynosić co najmniej dziesięciokrotność jej wysokości. Niestety, ten warunek działa w dwie strony. Czyli jeśli gdzieś stoi już elektrownia wiatrowa i ma przykładowo sto pięćdziesiąt metrów wysokości, to w promieniu tysiąca pięciuset metrów od niej nie można stawiać nowych budynków mieszkalnych!
W całej Polsce mieszkańcom wydawane są odmowne decyzje na budowę domu, gdyż ich działki znajdują się siedemset, tysiąc czy nawet tysiąc pięćset metrów od istniejącej elektrowni wiatrowej. Ludzie są oburzeni, gdyż im te wiatraki nie przeszkadzają i nie rozumieją, dlaczego nie mogą wybudować wymarzonego domu na swoim gruncie. Zasada „10 h” uniemożliwia także wielu samorządom stawianie komunalnych budynków wielorodzinnych. Gminy wiejskie są karane za to, że na ich terenie wytwarzana jest zielona energia.
Politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcą lub nie potrafią naprawić problemu, który sami stworzyli. A jego skala jest duża. W strefie oddziaływania elektrowni wiatrowych znajduje się prawie dwadzieścia procent wszystkich gmin w Polsce.
Przepisy rozwiązujące tę patową sytuację są gotowe od ponad dwóch lat. Samorządy czekają, ale nic się nie zmienia. Jednocześnie, jak szacują eksperci, w Polsce brakuje od półtora do dwóch milionów mieszkań!
My w gminach możemy częściowo ten problem rozwiązać. Trzeba nam jednak dać szansę i zlikwidować pozbawione sensu ograniczenia. Niezbędna jest pilna modyfikacja zasady „10 h”, tak abyśmy mogli rozwijać budownictwo mieszkaniowe!